Japonia w cieniu Covid-19: Puste ulice

Japonia przeważnie kojarzy się z dzikimi tłumami. Gromady podobnie ubranych osób płyną chodnikami niczym łososie zmierzające pod prąd w górę rzeki. To stały widok na ciasnych uliczkach tutejszych metropolii. Wielu z Was miało okazję tego doświadczyć, jeśli nie bezpośrednio, to za sprawą wielu relacji w mediach. Większość z nich przeważnie ukazuje wielkie miasta, gdzie pojawiają się ujęcia z pękającego w szwach skrzyżowania w dzielnicy Shibuya, czy wypełnionej turystami ulicy Takeshita. Właśnie w te okolice udała się z misją podzielenia się z rodakami prawdą o japońskich perwersjach Agnieszka Woźniak-Starak, przelotem zatrzymała się podróżująca na kraniec świata Martyna Wojciechowska, a nawet pewna blondynka znana z książek na temat podróżowania i radykalnych metod walki z depresją.

Puste Kioto to niezwykle rzadki widok. Po dwóch dekadach intensywnej turystyki wiekowe miasto na nowo odkrywa piękno ciszy.

Kiedy jednak tętniące życiem ulice pustoszeją, to Japonia nabiera zupełnie innego wymiaru. Jesteśmy przyzwyczajeni do huczących kaskadą dźwięków miast, stąd ogromne wrażenie wywiera na nas widok opustoszałych, niezwykle wyciszonych ulic. Do niedawna przecież pulsowały rytmem muzyki z nocnych klubów, rozbrzmiewały na nich głosy pracowników barów zachęcających do odwiedzenia ich lokali, a wszystkiemu akompaniował przez 24 godziny na dobę szum produkowany przez setki przechodzących nimi osób.

Gdy tego nagle zabrakło, to czujemy dyskomfort. Znajome otoczenie nagle nabiera nienaturalnego, nieco złowieszczego charakteru. Choć przeważnie w ciszy można odnaleźć spokój, tutaj efekt jest dokładnie odwrotny. Opustoszałe aleje wypełnia ciche brzęczenie dochodzące od równomiernie rozstawionych wokół jezdni słupów z przyłączoną do nich plątaniną kabli składających się na linie wysokiego napięcia.Screenshot 2020-08-17 at 22.49.24

Gdy wokół nie ma żywej duży, to obecność grubych, rozciągniętych ponad głowami drutów zaczyna być widoczna. Zaczynamy się wtedy zastanawiać, czy w końcu nastał ten dzień, gdy elektryczny pająk — sprawca tego całego ambarasu, zdecyduje się wyjść z kryjówki ośmielony przez wyludnione miasto i urządzi polowanie na niczego nieświadomych mieszkańców…

Za sprawą szybko rozprzestrzeniającego się COVID-19 wiele szkół zamknięto, a z ulic zniknął typowy widok spieszących się do klas uczniów. Gdy rząd postawił za cel zmniejszenie o 70 procent liczby osób dojeżdżających do pracy, z ulic zniknęły też kruczoczarne garnitury. Najbardziej charakterystyczna scena godzin szczytów na dużych stacjach metra, czyli widok setek osób w identycznych garniturach nie jest już normą. W nowej rzeczywistości nie wszyscy muszą wsiadać do zatłoczonych pociągów.

Nikt nie przechodzi przez skrzyżowanie w Shibuya w niedzielny poranek. To niespodziewany widok, ale znakomicie ujmujący specyfikę nowej rzeczywistości, w jakiej przyszło nam funkcjonować.
Fot. Ken Lee, Kenwrites.com

Mimo tego w trakcie skwarnego lata w Tokio nadal widać sporo ocierających spływający z czoła pot osób. To nieszczęśnicy, których firma nie zastosowała się do nowego stylu pracy. Część z nich musi przemieszczać się dziesiątki kilometrów jak co dzień, gdy wybrańcy losu udają się do siedziby firmy tylko raz, góra dwa razy na tydzień. W trakcie długiej podróży do stacji docelowej jedyną rozrywką pozostaje telefon komórkowy. Tam oczywiście aż roi się od nowych doniesień na temat liczby zakażeń oraz kolejnych gróźb straszącego wystrzeleniem pocisków Kima.

Jesteśmy skazani na smartfony, bo od początku roku ze ścian zniknęły kolorowe plakaty i ogłoszenia, zawsze urozmaicające czas podróżowania komunikacją miejską. Przestano je zawieszać po tym jak odwołano większość planowanych wydarzeń na mający mieć szczególne znaczenie roku 2020. Odwołano zapowiadaną na ten rok olimpiadę, towarzyszące letniej porze pokazy fajerwerków, czy stanowiące nieodłączny element letnich miesięcy festiwale Matsuri.

Zastąpiono je informacjami o środkach zapobiegawczych w walce z pandemią, propagandowymi reklamami partii rządzącej — reklamującej z pompą swój program „Maska+” (piękna, uszyta przez japońskich rzemieślników maska dla każdego obywatela. Banzai i do przodu!) „. Na ratunek przychodzi nam fenomen selektywności ludzkiego mózgu, który filtruje wszystkie te opresyjnie rozwieszane materiały dużo sprawniej, niż większość programów typu Adblock.

Rządząca Partia Liberalno-Demokratyczna lubi podkreślać swoje zasługi w walce z pandemią. W nowej serii plakatów widzimy rodzinę noszącą wysłane przez premiera Abe maseczki oraz nowe hasło „Chronić życia i środki utrzymania”

W Japonii podjęto ogromny trud, by uświadomić społeczeństwo, jak najlepiej chronić siebie i bliskich od niewidzialnego zagrożenia. Japończycy nie są jednak pozaziemską cywilizacją, a ich ludzkie słabostki objawiły się, gdy tylko rozpoczęło się towarzyszące wiośnie kwitnienie wiśni. Gdy ogrody i parki zdominował róż za sprawą bujnie rosnących naokoło kwiatów, w głowach tysięcy osób doszło do spięcia. To konsekwencja zbliżenia się synaps, co wyzwoliło silny ładunek elektryczny. Uaktywnił on u części osób ośrodek kory mózgowej odpowiedzialnej za miłość do hanami, czyli tradycyjnego japońskiego zwyczaju podziwiania urody kwiatów. Przeważnie dziesiątki tysięcy Japończyków świętują ten szczególny sezon w publicznych parkach, które w wiosenne weekendy zostają wypełnione kolorowymi narzutami z siedzącymi na nich, ucztującymi pod pięknie kwitnącymi drzewami osobami.

Choć z powodu pandemii liczba chętnych spadła, to nawet groźba wirusa nie powstrzymała mas od tłumnego stawienia się w słynnych miejscach, by podziwiać piękno natury. Corocznie świętowana tradycja przeważyła nad zdrowym rozsądkiem i hamulce bezpieczeństwa się poluzowały — zupełnie jak w pewnym nadwiślańskim kraju, gdzie nawet groźba zakażenia nie powstrzymała setek tysięcy osób od wypełnienia po brzegi nadmorskich plaż („Jak wczasy nad Polskim morzem, to najlepiej w Kowidowie!”). Sytuacja ta zmusiła władze japońskich miast do radykalnych kroków, choćby tymczasowego zamknięcia popularnego parku Ueno. Słaba wola japończyków przypomina jednak, że wszyscy jesteśmy ludźmi i niezależnie skąd pochodzimy, to czasem po prostu głos serca przeważa nad logicznymi argumentami rozumu. Japonia nie jest państwem idealnym i nawet ten ultrazorganizowany naród miewa swoje gorsze momenty…

Spadek liczby osób odwiedzających Japonię dał się też ogromnie w znaki lokalnej branży turystycznej. Szczególnie widać to w dawnej stolicy Japonii. Kioto od dziesiątek lat odwiedzają rokrocznie tysiące osób, a nagłe pustki bardzo negatywnie odbiły się na lokalnych, zupełnie na to nieprzygotowanych biznesach. Wszyscy dwoili się i troili, by z okazji olimpiady odnowić swoje restauracje i sklepy, zainwestować w rozwój i skorzystanie ze zbliżającego się z okazji igrzysk setek tysięcy turystów. Nic nie wskazuje na to, by ta inwestycja szybko się zwróciła.

Według JNTO (Narodowa Japońska Organizacja Turystyczna), szacunkowa liczba osób podróżujących z zagranicy do Japonii w czerwcu wyniosła 2600, a całkowita liczba pierwszej połowy 2020 roku, od stycznia do czerwca, wyniosła 3,95 miliona i spadła o 76,3% w porównaniu z rokiem poprzednim.

Mieszkańcy zabytkowego miasta nie ustają jednak w staraniach, by promować lokalne atrakcje i przyciągnąć lokalnych turystów. Jednym z nowych pomysłów jest nęcenie możliwością odwiedzenia znanych miejsc i doświadczenia ich jak za dawnych czasów, w atmosferze anielskiego spokoju. Historyczne ulice i zabytkowe budynki bez wszechobecnych tłumów nigdy nie wyglądały piękniej i choć sytuacja w kraju jest nie do pozazdroszczenia, dla miłośników fotografii i twórców wideo jest to sytuacja wręcz idealna. Właśnie w Kioto rozpoczęła się ogólnokrajowa kampania „pustej turystyki”, zachęcająca do odwiedzenia pięknych miejsc w Japonii, opustoszałych po tym jak koronawirus odstraszył odwiedzających. Przedstawiciele branży turystycznej nie ustają w staraniach, by zwabić ich z powrotem.

Szczególnie w pamięć zapadli mi sprzedawcy z pięciu ulic handlowych w dzielnicy Arashiyama. To popularny spot turystyczny na zachodnich obrzeżach miasta, pełen urokliwych świątyń i kapliczek. Ich kampania reklamowa nazwana została „suitemasu Arashiyama”, co oznacza „pustą Arashiyame”. Plakaty stworzone na potrzeby kampanii pokazują, jak każdy potencjalny turysta może mieć „na wyłączność” najczęściej odwiedzane miejsca w dzielnicy.

Plakat promocyjny kampanii „Pusta Arashiyama”

Każde z czterech zdjęć miasta z przymróżeniem oka informuje o obecnej sytuacji.”Minęło sporo czasu, odkąd odwiedzało nas więcej małpek niż ludzi” – czytamy pod jedną z fotografii. Plakat nęci też zdjęciem przepięknego mostu Togetsukyo – zwykle wypełnionego tłumem wściekle cykających fotek Instagramerów, a teraz świecącego pustkami. Zdjęciom bambusowego gaju Arashiyamy towarzyszą z kolei wymowne hasztagi, jak #nopeople, czy #nowisthetime — jasno wskazujące, że kolejna podobna okazja może się szybko nie powtórzyć. Na witrynie internetowej potencjalni turyści są też informowani, że lokalne interesy są gotowe na przyjęcie gości „z jeszcze większą gościnnością niż zwykle”.

Bambusowy las Sagano w Kioto: ten piękny gaj w zachodnim Kioto często pojawia się na listach witryn internetowych przedstawiających najpiękniejsze lasy na świecie

Do niedawna Kioto, które ma 17 miejsc należących do światowego dziedzictwa UNESCO, codziennie odwiedzały tysiące zagranicznych turystów. Towarzyszyły temu regularne doniesienia mediów o kolejnych przypadkach złego zachowania ze strony odwiedzających. Na przykład w historycznej dzielnicy Gion władze musiały zareagować w odpowiedzi na rzesze turystów ścigających gejsze i próbujących zrobić im bez pozwolenia zdjęcia.

Gdy rząd Chin w celu powstrzymania pandemii zakazał wyjazdów grupowych, to zależna od ich portfeli Japonia boleśnie odczuła skutki ograniczeń. W 2019 roku kraj odwiedziło około 9,6 miliona gości z Chin, a ich zakupy stanowiły 1/3 wydatków zagranicznych turystów. Gdy ich zabrakło, to kurek z płynącymi wartkim strumieniem jenami został zakręcony. Nadal trudno powiedzieć, jakie konsekwencje będzie miał zakaz podróżowania dla przemysłu turystycznego i gospodarki Japonii.

Po krótkim spacerze ze stacji kolejowej Arashiyama, zwiedzających wita 155-metrowy, malowniczy most Togetsukyo. Po znajdującej się poniżej rzece Katsura leniwie płyną tradycyjne łodzie rybackie, a całość uzupełnia widok majaczących na horyzoncie pofałdowanych wzgórz. Tworzy to idealną przestrzeń na wykonanie przepięknego zdjęcia z podróży. W normalnych okolicznościach most zapchały by tłumy gapiów, uzbrojonych w aparaty i zaciekle walczących o szanse wykonania TEGO idealnego zdjęcia. Nie róbcie sobie nadziei, że w normalnych okolicznościach wygralibyście pojedynek o najlepsze miejsce z krwiożerczymi babciami z Chin i Korei Południowej – niczym lwice strzegącymi terenu dla rodziny i krewnych. Teraz bez narażania życia możecie urzeczywistnić swoje fotograficzne sny!

Lokalna gospodarka wielu miejsc w Japonii jest prawie całkowicie zależna od turystyki zewnętrznej. Skutki można było odczuć praktycznie od samego początku. Aby jak najlepiej wykorzystać złą sytuację, kampanie jak „Pusta Arashiyama” mają na celu wzbudzenie zainteresowania potencjalnych gości perspektywą posiadania niedostępnych przeważnie miejsc dla siebie. Przypomina nam to o tym, że nawet w pustce można znaleźć niepowtarzalne piękno.

Ciąg dalszy nastąpi.

Przeczytaj też pierwszy artykuł z tej serii na temat nowych trendów na rynku maseczek w Japonii!

Kolejny przykład starań lokalnej społeczności sprzedawców z popularnej uliczki handlowej w portowym mieście Otaru. Zamiast popadać w smutek i depresje z powodu drastycznego spadku odwiedzających, zdecydowali się żartować z tego i podejśc do sprawy z uśmiechem na twarzy. Humorystyczny plakat równocześnie prosi wszystkich o wspieranie lokalnych biznesów.
Screenshot 2020-08-17 at 22.54.56

1 thoughts on “Japonia w cieniu Covid-19: Puste ulice

  1. Pingback: Japonia w cieniu COVID-19: Maseczkowy zawrót głowy | Podróże po świecie – Michal Mazur

Dodaj komentarz